Autor: |
elephant_ml |
E-mail: |
elephant_ml@o2.pl |
Data: |
niedziela, 3 marca 2013 23:54:13 |
Witam
Podstawowe pytanie jak w temacie.
Miałem to napisać już z pół roku temu, ale nie mogłem się zmobilizować.
Problemem w mojej uprawie jest to, że przeważnie przygarniam jakieś sierotki ze sklepów, które są w przeważającej mierze przelane na maksa przez obsługę sklepu, lub wysuszone na wiór,i trzeba je odratować, a jeśli mam już jakiegoś "wypasionego okaza" prosto ze sklepu, to i tak go coś dopada i jest walka o jego przeżycie. Z tego powodu częściej wypuszczają keiki niż nowe korzenie. Jakieś takie fatum nad tymi moimi kwiatkami wisi.
Podstawowe pytanie to jak i kiedy odsadzić keiki od matki żywicielki?
Miałem kiedyś 2 szt. Dendrobium. Zdobyczne za pół ceny. W doniczce bagno, ale korzenie nie zgnite tylko wysuszone na białe nitki. Jak styropian w dotyku. Ani pół kwiatu na łodydze. Nawet nie wiedziałem jaki mają kolor. Męczyłem się z nimi przez kilka miesiący. Żaden korzeń nie "zastartował". Miałem je już wyrzucić, ale chyba przez lenistwo odłożyłem je na bok i nalałem do osłonek wody pod doniczki.
Po kilku miesiącach na łodygach pojawiły się "młode". Na jednej tylko jeden, a na drugiej całe przedszkole- chyba 9 szt.
Nie wiedziałem czy brać się za ich rozsadzanie, więc zostawiłem je by czerpały soki z bulwy. Ten pojedynczy wyrósł na około 10 cm i miał 3 liście, a przedszkole (z racji zagęszczenia) podrosło ale nie aż tak bujnie.
Wszystko było ok do teraz. Nagle pseudobulwa u tego pojedynczego uschła i on momentalnie też obumarł. Teraz to już taki cmentarz

Co do "przedszkola" to zacząłem się obawiać, że z nim stanie się to samo jak zabraknie soku w pseudobulwie i "młode" też nie będą miały z czego czerpać pokarmu. Teraz wygląda to tak.


Korzenie nie są raczej za obfite, by roślinki mogły przetrwać same





No chyba że można je już jakoś usamodzielnić?
Ostatni mój nabytek (sprzed 2 miesięcy)- też przelany ze sklepu, próbuje się uratować w taki sposób


Jak już pisałem są to dendrobium, więc mają jaki taki zapas pokarmu w pseudobulwach. Tylko na jak długo? Jeden już nie przeżył, a jak odsadzić te małe żeby ich nie stracić?
Teraz Falki.
Temu-jak to teraz mówi młodzież "nie poszło".
Nie sądzę żeby jeszcze się podniósł. Zaczyna niszczeć od środka.

A tutaj mam coś takiego.
Na 2 łodygach wyrosły 3 keiki, z których każdy ma już korzenie i oprócz tego jeszcze łodygi z pąkami-jeden nawet dwie. Łodyga z pąkami pojawiła się też na roślinie matce. Obawiam się czy wystarczy soków dla tego wszystkiego, jeśli tylko łodygi zasilają cały ten układ. Nie wiem czy w ogóle będą miały na tyle energii pąki żeby się rozwinąć. A może je odciąć i dać szansę na wymuszenie wzrostu korzeni?





Mam jeszcze coś takiego. Od 3 lat żadnych nowych liści, korzeni czy kwiatów a z tydzień temu zobaczyłem tą nową roślinkę między liściami:

Żeby nie zakładać nowego tematu to od razu zapytam jak zająć się czymś takim:


Jak w poprzednim przypadku przez parę miesięcy nie urosło nic nowego, a tylko uschło parę liści. Wiadomo roślina nie wyrabia z dostarczaniem pokarmu to ogranicza "odbiorców". Był tylko ten jeden mały korzonek. Ostatnio podczas podlewania postanowiłem trochę odgrzebać stary "naskórek" i ukazały się te małe guzki. Czego się z nich spodziewać i jak im pomóc żeby wreszcie zaczęły rosnąć korzenie?
A na koniec moja ostatnia porażka. To był chyba najładniejszy okaz od jesieni. Wypuścił pędy w 4 strony i na każdym były pąki kwiatów. W ciągu jednego tygodnia zrzucił wszystkie liście (wszystkie duże, zielone, twarde), a po 2 tygodniach wyglądał już tak.


Roślina po prostu odcięła się od całej reszty. Liście zrzucia (poza 2 najmniejszymi, które uschły) i ususzyła korzenie przy samej nasadzie. Wewnątrz doniczki są nadal zielone i twarde. Przecież jakby był przelany to by zgniły i były żabowate. Doniczka nie stała bezpośrednio w wodzie, tylko na keramzycie zalanym wodą i korzenie nie miały kontaktu z wodą poza podlewaniem i parowaniem.
No i co to się mogło stać?
Jakby ktoś znalazł tego posta na innym forum to proszę się nie dziwić, bo zależy mi na pomocy z tymi moimi maleństwami.
Pozdrawiam
Marcin |
|
|