Autor: |
Tamara Florczak |
E-mail: |
|
Data: |
środa, 7 października 2009 09:27:02 |
Zainspirowana "historią optymistyczną" Grażyny postanowiłam przedstawić swoją wersję oraz odświeżyć temat, bo ta orchidea naprawdę warta jest uwagi.
Wśród wielu storczyków przygotowanych do sprzedaży przy okazji jesiennej wystawy w Łodzi w 2007 roku moją uwagę przykuły nieoznaczone katlejki identyczne, jak Lc Mini Purple var coerulea - moje marzenie i miłość od pierwszego ujrzenia.
Z błędnym wzrokiem i wypiekami na twarzy wyszukałam najładniejszy okaz i szczęśliwa wróciłam do domu. Oczywiście na drugi dzień (10.11.2007) zorganizowałam wstępną sesję zdjęciową nowej gwieździe:
i z niecierpliwością zaczęłam wyczekiwać pełni kwitnienia mojej hybrydki.
Po trzech dniach zauważyłam jednak, że kwiaty zamiast rozwijać się, dziwnie więdną. Dokładnie przyglądnęłam się roślinie, włącznie z wyjęciem jej z podłoża i przeżyłam prawdziwy szok!
Niestety, tego nie dało się już "ratować"
Pragnąc wyjaśnić przyczynę nagłego pomoru wymarzonego, chociaż bez rodowodu, storczyka napisałam do Sprzedawcy. Reakcja była natychmiastowa - 01.12.2007 miałam już nową orchidee, do tego z "imienia i nazwiska" !
Panująca wówczas aura nie sprzyjała wysyłce tej raczej ciepłolubnej rośliny, więc stan otrzymanego storczyka nie napawał optymizmem.
Nie chcąc dłużej nadużywać cierpliwości Sprzedawcy, tym razem pozostałem sama z problemem, po cichu godząc się na starte.
Ma się rozumieć, że tak całkiem nie dałam za wygraną, poobcinałam nadgniłe p-bulwy (połowa rośliny) i to co zostało wrzuciłam "do reanimacji" (keramzyt, mech, worek foliowy, ciepłe i jasne miejsce)
Ku memu zdumieniu i ogromnej radości wiosną zauważyłam, iż roślina zaczęła wypuszczać korzenie i nowe pędy!!! Przeniosłam ją do glinianej doniczki, we właściwe podłoże i rozpoczął się dla mnie okres nauki cierpliwości.
Po powrocie z tegorocznego urlopu, około połowy września, czekała mnie miła niespodzianka. Otóż podczas podlewania storczyków zauważyłam, że w jednym z nowych pędów odratowanej Lc czai się pączek!
Po kilku dniach, które ciągnęły się w nieskończoność, ukazał się wreszcie taki widok:
Wprawdzie to tylko jeden kwiatuszek, ale jaki!
Okazuje się, że roślina postanowiła wynagrodzić moją cierpliwość przedłużając okres kwitnienia i wkrótce pojawi się kwiatek na drugiej p-bulwie.
Mam nadzieję, że nie naruszam zasad korzystania z tego forum (jeżeli tak, to Moderator zrobi z tym porządek ), ale MUSZĘ napisać, że ta historia z happy end-m powstała dzięki Panu Marcinowi Kaczmarskiemu, któremu pragnę podziękować i zadedykować tą prezentację.
Pozdrawiam serdecznie,
Tamara |
|
|